środa, 16 listopada 2011

welkome main friend :)


Od początku.
Samolot mój lini Lufthansa miał wystartowac z warszawskiego Okecia do Monachium o 12.50. Dotarłem na lotnisko z 2godz wczesniej zapytałem jednej pani czy w dobrej kolejce stoje, pani pytala czy Monachium to moje lotnisko docelowe, powiedziałem ze lece dalej do Delhi a potem do Kathmandu. ok.. Sobie stoimy i stoimy i stoimy. Podeszla do mnie ta pani i powiedziala żebym lepiej szedł do kasy Lufthansy zanim pójda inni, bo samolot do Monachium odwolany. Poszedłem, nie było jeszcze kolejki, inna mila pani przebookowala mi samolot, o 14.00 Lufthansa do Frankfurtu, o 22.10 Air India do Delhi a z tamtąd już tym samolotem co miałem leciec pierwotnym planem czyli Jet Lite..za mna stala już horda zniecierpliwionych pasażerów z odwolanego samolotu. Plan wyglądał dobrze, odprawiłem się, jeszcze zwróciłem uwage panu ze ma mi nadac bagaz do Kathmandu, a nie do Delhi tak jak przyklejal już naklejke. Jeszcze tylko żubrowka czysta 1litr za 22zl na duty free i czekac na boarding.. Telefon, dziwny numer. jakas kobieta do mnie mowi po francusku, mowie żeby po angielsku gadala, Anabella z serwisu w którym kupowalem bilet na samolot (hmm kupowalem na irlandzkiej Expedii, dziwne) przejeta strasznie mowi ze ktos mi zmienil rezerwacje to jej wytłumaczyłem o co chodzi, ta mi na to ze nie zdaze w Delhi na kolejny samolot, ja jej ze zdarze, mam 1.55 h. powiedziala ze za chwile odzwoni. Po 15minutach ponowny telefon, przepraszala, wszystko ok., zdaze J tak o to wszyscy się o mnie zatroszczyli
W samolocie Lufthansy stuardessy kolo 40 nie grzeszące uroda z przyklejonymi uśmiechami. Jedzenie to jakas kpina, czerstwa drozdzowka, na szczescie piwko uratowalo ich honor J potem na lotnisku we Frankfurcie ponad 6godzin. Totalny olbrzym, nie moglem się polapac. Wifii platne, ale znalazłem punkty gdzie staly komputery z dziwnymi metalowymi klawiaturami. Przechodziłem ze 2-3 razy kontrole błądząc. Trafilem w koncu. Wielki boeing Air India, wyglądał naprawde ok., już u wejścia witała “namaskar” stara stuardessa w sari ze zlozonymi rekami. Przed fotelem ekranik, masa filmow, kamery na zewnatrz samolotu, na mapie można było śledzić podroz. Poili whiskey z kola, dali kolacje, potem sniadanie. Lux. W Delhi tez ten nowy terminal olbrzymi, robi wrazenie, caly wylozony mieciutka wykladzina, nie to co stary terminal nr2, który był taki prowincjonalny, jak na stolice tak wielkiego kraju. Zaraz u wejścia do terminala staly panie od transferu i prowadzily w odpowiednie miejsce, dobra organizacja. O ostatnim samolocie Jet Lite, powiem tylko tyle ze miał najladniejsze stuardessy ;)

Kathmandu po prawie 3 latach..
No i w koncu Kathmandu, totalnie zmeczony po ponad 20 godzinach w samolotach i na lotniskach, bez snu. Formalności, wiza na 90dni 100$ (jest możliwość 30dniowej za 40$, i chyba 15dniowej za 25$). Leniwa kontrola, niedzialajaca bramka wykrywajaca metal, juest plecak. Wyszedlem z lotniska i się zaczęło. Od razu, mister, sir, taxi, czip, hotel. Dwa niedziałające bankomaty. Jakis koles za mna łaził, oferując taxi za 500rupi fix price, mowie ze za 300 na Thamel mogę jechac, ok., spoko, mowi ze tam znajdziemy bankomat. Oczywiście po drodze oferowal mi wszystko, czyli hotele, trekingi, raftingi, haszysz, wszystko za “bardzo dobra cene“, bo przeciez jestem jego przyjacielem J już na samym Thamelu próbował mnie zapakowac do jakiegos hotelu,a ja jak pokorne  ciele za nim łaziłem już tak zmeczony ze nie miałem sily protestowac, na poczatku jakies drogie hotele mierzone dolarami, potem troche tansze, i nie  wiem czemu zawsze pokoj który mi pokazywali był na 4pietrze, jakas gra, żeby mnie bardziej zmęczyć? J ponad godzina chodzenia i nic, już się wkurzyłem na tego kolesia i mu powiedziałem ze stracilem z nim za duzo czasu i żeby sobie poszedł. Nie dal za wygrana, w koncu znalazł mi hotel, spory pokoj z lazienka i balkonem za 400rupii (1 euro to troche ponad 100 rupii), wytargowałem ta cene z może 8-letnim chłopakiem który tym zarzadza. Spodziewalem się znaleźć cos taniej, no ale cóż, zawsze trzeba zapłacić frycowe na początku. Ciekawe ile dostal mój pomocnik..
Zrobil się wieczor, pochodziłem po okolicy, zjadlem momo (tybetańskie pierożki gotowane na parze) z naprawde piekielnie ostrym sosem, obok mnie francuz z jednym wielkim dredem, owiniety w koc, bez skrzywienia wypil resztke sosu z talerzyka, mowil ze już siedzi tu 9lat walczac ze zlym systemem J kupilem piwko “Nepal Ice” (nawet ok.) i skonsumowałem je w kawiarence internetowej..
Dzis w takiej restauracyjce zagadal ze mna właściciel i jutro się przeprowadzam, ta sama cena, ale lepsze warunki. Byłem w tej jadłodajni 3lata temu, koles mowil ze mnie pamieta, albo dobrze udawal J
Za kilka dni i tak ide w gory. Po powrocie zamieszkam w innej czesci Kathmandu tzw Freak street, w starej czesci miasta, duzo taniej i nie ma tego jednego wielkiego straganu, tak meczocego jak tu na Thamelu. Co chwila ktos cos do mnie mowi, wszystko oczywiście w celach handlowych, każdy oferuje treking, safari na sloniach, czy splywy. Inni sprzedaja haszysz i tych to z daleka można poznac, lezą tacy tajemniczy niczym szpieg z krainy dreszczowcow i ukradkiem pytaja, mister, haszysz, good quality. Zwiedzanie (w sumie już drugi raz J) zostawiam na powrot po treku, teraz przez te kilka dni pochodze po okolicy, musze tez kilka rzeczy dokupic i wyrobic pozwolenie..


2 komentarze:

  1. Laseczko czytamy czytamy:) Dorzucam ten komentarz bo znając Twoją próżną duszę łasy jesteś na takie zagrywki......sasasaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Paweł mało aktywny....-.-

    OdpowiedzUsuń