poniedziałek, 2 stycznia 2012

jeszcze Nepal


Pokhara
Po trekingu spędziłem 10 dni w Pokharze. Trafilem dobra miejscowke, hotel się nazywal Tranqility. Dom otoczony zadbanym ogrodem. zawsze usmiechnieta pani zarządzała.
Pewnego dnia poszedłem sobie połazić nad jeziorko od strony polnocnej, usiadłem i gapilem się w wode dookoła prawie zadnych ludzi.. Chwile pozniej zjawila się kolo mnie jakas para, po książce zauważyłem ze Polacy. Zacząłem rozmowe, Wojtek i Iwona chcieli isc popływać na lodce, ale powiedziialem im o bhang lassi, na które się razem udaliśmy. Bhang lassi to jogurt, szejk z dodatkiem rosnącej na pobliskich wzgorzach marihuany. Wieczor był ciekawy ; )
Kilka dni po mnie zjawili się Krysia i Lukasz, których zostawiłem w Manangu, wraz z Philem i Ilham, małżeństwem irlandzko- marokańskim, którzy od razu zdobyli moja sympatie. Swietni ludzie. Dni nam upływały na lenistwie. Jako ze Lukasz i Ilham mieli urodziny w odstępie 2dni trzeba było to uczcic. Krysia i Phil odwalili kawal dobrej roboty, przygotowując wszystko. Było ciasto z dedykacja, rum z kola.. A ja przyniosłem bhang lassi full Power, które było na deser ;; ) po czym poszliśmy do restauracji w ktorej się dzialooo : ) dni leciały,  nie moglem wyjechac z Pokhary, w koncu się zebralem i ruszyłem sam…

Kathmandu
W Katmandu poszedłem do ambasady Indii, miałem na uszach słuchawki, Bad Relligion wesolo mi przygrywalo. Minalem uzbrojonych gliniarzy w kaskach i z tarczami, ale nikt mnie nie zatrzymywal, totez nie zwróciłem na nic uwagi. Nagle zobaczylem za soba tlum biegnący z cegłówkami, przylgnąłem do muru. Obrzucili samochod. Okazalo się potem ze zabito jakiegos polityka i jego zwolennicy protestowali, tzw strajk, co tutaj jest czeste, wtedy wszystko musi być zamkniete, samochody nie mogą jeździć. Nniewazne ze masz w dupie polityke itp., każdy musi brac udzial w strajku bo inaczej otwarty sklep zostanie zdemolowany, auto rozwalone itp. Po Thamelu biegaly grupki strajkujących, nieliczne otwarte sklepy w poplochu zamykaly na szybko rolety, zabawne to było..


Któregoś dnia blakalem się po Durbar sqare, jakis przewodnik mi powiedział ze jak chce zobaczyc Kumari to zaraz wyjdzie. Kumari to zywa bogini. Dziewczynka która nie miala jeszcze okresu i u ktorej nie stwierdzono zadnego innego krwawienia. Zyje w palacu jako bogini do pierwszego krwawienia, potem jest zamieniana na inna. Wszedłem na dziedziniec nieduzy. Pelen golebi i z garstka ludzi wpatrzonych w puste okno. Jakis facet mowil ze teraz można robic zdiecia. Po kilku minutach krzyczal spanikowany żeby schowac aparaty bo zaraz wyjdzie. Obsral mnie golab. W oknie ukazala się przebrana może 9 letnia dziewczynka pokiwala się z 20sekund i się schowala… no coz, widziałem bogini..

pare zdjęć z Durbar Sqare, Kathmandu





Przenioislem się na tzw Freak street, kolo Durbar sqare, ulice na ktorej w latach 60 czy 70 przedawkowalo paru hipisow, sama nazwa mowi wiele, dzis pozostala chyba tylko reputacja. Bardziej kameralnie niż na Thamelu, po kilku dniach znasz ludzi którzy tu mieszkaja, czas plynie duzo szybciej, praktycznie nie spędzałem czasu w pokoju. Duzo taniej tu jest. Poznałem Pawla, Ole i pare innych osob. Na wigilie zrobiliśmy pierogi ruskie, a Krysia ugotowala barszcz ukrainski, pyszne jedzenie, stwierdziłem ze najlepsze jakie jadlem w Nepalu ; ) wigilia w miedzynarodowym towarzystwie u Pawla. Jednak najwięcej było polakow..
W boze narodzenie odwiedziłem Pashupatinath, swiatynie hinduskie i miejsce kremacji. Zgłodniałem i kupilem sobie chipsy które ze smakiem zajadałem….do czasu  az jednooka malpa mi ich nie wyrwala z rak, byłem w szoku, kurde!
Pashupatinath. przygotowywanie do kremacji

Pashupatinath. kremacja zwlok.

Byłem tez w Patanie i Bhaktapurze, szczególnie ten ostatni zrobil na mnie wrazenie. Wjazd jest drogi, ok. 12euro….ale polak potrafi ; ) dostalem bilet od Tomka i Ani (dzieki wielkie!!) ktorych poznalem pod ambasada Indii, wazny jeszcze jeden dzien, pojechałem z Olą najpierw wszedłem ja potem ona, kupa kasy zaoszczedzona, ale jednak fajnie by było tutaj przyjechac na dłużej, nastepnym razem..

Swayambunath, pare fotek:



Sylwester upłynął na koncercie Naya Faya, punk, ska, reggae, zajebiscie,  czulem się jak w Liberte w czeskim Cieszynie, albo jak na pierwszych punkowych koncertach na których byłem w latach 90tych w Biłgoraju. O 00.30 już byłem w pokoju po imprezie.

No i tak oto pobilem rekord z Pokhary, bo w Kathmandu spędziłem ponad 2tygodnie.
Pisze to wlasnie przed dzien mojego wyjazdu do Indii… Smutno, szczególnie jak się  zegnalem  z Philem i Ilham. W podróżowaniu chyba to jest najgorsze, poznajesz swietnych ludzi których możesz już nigdy nie zobaczyc, mam nadzieje ze w tym przypadku będzie inaczej. Z pozostałymi się spotkam w Indiach. Był to naprawde fajny czas i super ludzie…
czas na Indie…



1 komentarz:

  1. Najbardziej podoba mi się z tego opisu wspomnienie Twojego Miasta - Biłgoraju:)

    OdpowiedzUsuń