środa, 14 marca 2012

a w satrze...


Zatrzymanie się w satrze było moim celem. Pierwsze 2tygodnie na wyspie spędziłem u Monjita dlatego ze Lukasz z Krysia tam mnie zwabili ;)
wlasciwie co to sa te satry?? juz tlumacze, rodzaj klasztorow wystepujacych w Assamie. Chlopcy sa oddawani do nich w wieku kilku lat. Wyznaja jednego boga, Kriszne, lub jego inkarnacje Visznu. Zasady satr zostaly sformowane przez Sankardevi'ego w XV wieku. Oprocz normalnych modłow tancza, spiewaja i graja na instrumentach. Wyglada to po trosze jak balet z recytacjami i pantomima. Najwieksze skupisko satr miesci sie na wyspie Majuli na Brahmaputrze. Podczas gdy niektore z klasztorow odchodza od czesci zasad (takich jak np. obowiazek posiadania dlugich wlosow) w satrze Uttar Kamalabari, wydaje sie ze sa one restrykcyjnie przestrzegane..

Jeszcze jak mieszkałem w Goramurze wpadłem do satry Uttar Kamalabari i załapałem sie na probe do ‘brindavan jatra”:







Już do znudzenia powtorze, ze wszyscy mili, podczas przerwy poczęstowano mnie herbata i slodka kulka. Tutaj smieszna historia. Nie mailem pojecia o zasadach panujących w satrze. Kiedy chłopak dawal mi slodka kulke to wyciągnąłem lape, chciałem ja od niego wziasc to odsunął się, pomyślałem ze się ze mna droczy, ale za chwilke zupełnie powaznie pokazal mi żebym złożył rece i mi rzucil słodycz. Mnichow nie można dotknąć, choc pozniej nie raz się witalem z ktoryms, czy jakis mnie klepnął w ramie. Dziwne te zasady. Nie można ich dotknąć, ani nawet trzymac tej samej rzeczy w jednym czasie. Nie chce się w to zagłębiać bo sam tego do konca nie czaje. Po prostu uproszczajac, czasem ich można dotknąć, czasem nie :)  niby poza satra ta ich “czystość” niezaleznnie od pory się kasuje, ale np. ostatniego dnia Padma podajac mi długopis na zewnatrz sklasztoru, rzucal mi go (ale może dlatego ze jest zakręcony i siee zapomnial :))
Przeniosłem się z Goramuru do guest housu w satrze. W tym czasie mieszkaly tam dwie starsze kobiety z Francji i jeszcze jedna mloda francuska studiujaca taniec satriya, ale jakos z nimi się nie skumplowałem ;;). Pierwszego popołudnia siedziałem sobie na  zewnatrz. Zagadal mnie Hindus. Mowil ze przywiozl pielgrzymow. Zmeczony był, z twarzy mu patrzylo dziwnie, jakis taki był negatywny. Prasant, bo tak miał na imie, poczęstował mnie whisky, oczywiście ukradkiem, bo na wyspie obowiazuje prohibicja, a tym bardziej w satrze. Siedzieliśmy w jego aucie i chlaliśmy J poznałem cala grupe która przywiozl, okazali się być pielgrzymami z Dhekajuli. Częstowali mnie jedzeniem, prawei je wmuszali we mnie, bardzo milli ludzie. Wieczorem Prasant poznal mnie z Baskarem z Guwahati, który mieszkal w guest housie, pracuje on w pewnym projekcie, dostarcza darmowe leki do ubogich wiosek w roznych miejscach wyspy. Siedzieliśmy w trojke w pokoju, Baskar powiedział ze jest Francuz w pokoju naprzeciwko. Przyprowadzil Patrica. Ciekawy wieczor. Fajnie było, nie będę pisal wiecej. Nastepne kilka wieczorow upływało podobnie. Prasant co chwila mnie zapraszal do siebie do Dhekajuli, znal moje plany i mowil ze i tak mam jego miejscowość po drodze. Obiecalem ze wpadne.

jedno z "przedstawien". odbywajace sie miesiac po smierci jednego ze starych mnichow. poprzedzal go poczestunek. Jalpan (odmiana ryzu ktory zalewa sie woda i jest gotowy ;)) z jogurtem i brylkami cukru czcinowego chyba. Co ciekawe mnisi ktorzy roznosili jedzenie mieli obwiazane twarze bialym materiałem jak ninja ;)
najpierw przygotowania:









i na scenie, a raczej w swiatyni:








z przodu mlodzi mnisi, nadpobudliwi :)


inna proba:










No i tak, w koncu jak przyszedl dzien premiery Brindavan Jatra, dalem sie przekonac mlodym mnichom,  zebym usiadl z nimi. Wybrali beznadziejne miejsce do jakichkolwiek zdjęć ;( pozostalo skupic sie na ogladaniu ;)

Jeździłem calymi dniami na rowerze po wyspie. Nie skumplowałem się jakos bardzo z mnichami. Teraz sobie mysle ze szkoda. Często mnie zapraszali do siebie do mieszkan, nie wiem czemu nie przychodziłem zazwyczaj. Najczęściej mnie zapraszal Padma, sekretarz. Już jak mu powiedziałem ze wyjeżdżam, to stwierdzil ze w koncu musze przyjść do niego, to przyszedłem na kolacje... ale wrócę, na pewno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz