ktoregos dnia Patric (francuz o ktorym juz chyba wspominalem) powiedzial mi ze w jednej z satr bedzie odbywal sie festival, wsiedlismy na rowery i w droge. miejscowi sie strasznie dziwili, gdyz bylo do pokonania z 20km w jedna strone. zatrzymalismy sie w wiosce kolo drogi, porobic zdjecia facetom grajacym w karty, reszta potoczyla sie jak zwykle...
niebawem na droge wyszly zaciekawione kobiety i dzieci ...
"festival" okazal sie po prostu zgrupowaniem delegacji mlodziezowych z roznych stron Assamu. najwazniejszy mnich przemawial. po prawej siedzieli mezczyzni po lewej kiobiety, zaraz stamtad wyszedlem, bo wialo nuda. Patric utknal, po czasie udalo mu sie uwolnic ;)
nikt nie spodziewal sie tu dwóch bialych wielkoludów :) |
zostalismy zaproszeni do domu przez przemilego mezczyzne (jak zwykle imiona mi wylecialy z glowy) zjedlismy u niego obiad, potem byla herbata i ciastka, zeszla sie cala rodzina, wszyscy TAAACY mili, bylo wprost swietnie
nasza rodzinka, porzegnanie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz