piątek, 9 marca 2012

przydlugi post o kolejnym festivalu Mishing'ow


Intro. Pewnego dnia potrzebowałem kupic bilet na pociag, a w Indiach można to zrobic przez internet, a niby trzeci swiat ;) w Kamalabari kolo którego mieszkalem, jak na zlosc już od kilku dni nie bylo dostepu do sieci, jakas awaria. Odwlekalem już kupno zbyt dlugo, balem się ze moge nie dostać miejsca, więc pojechalem na rowerku do Goramuru, kolo którego mieszkalem wczesniej. Jest to zaledwie 5km dalej, dziurawej, ale obfitujacej w widoki drogi. Okazalo się ze net jest. Siedzac w kawiarence (jedynej tam) wszedl bialy, niezbyt często się to tam zdarza. pogadalismy chwile o wyspie itd., po czym zapytal mnie skad jestem. Odpowiedzialem ze z Polski. Odpowiedzial „dzien dobry”, wielu ludzi spotkalem którzy to potrafia, więc zapytalem (po ang.) skad jest, odpowiedzial ze z Lublina :) wiele lat w UK uczynilo jego akcent nierozpoznawalnym na pierwszy rzut ucha dla mnie ;) Konrad zatrzymal się u Monjita i powiedzial mi o festiwalu Mishingow, który mial się odbyc za kilka dni...
Festiwal ten trwal w sumie dwa dni. Pierwszego przyjechalem na rowerze, troche pochodzilem, porobilem zdjecia przygotowaniom. Kobiety trenowaly taniec. Zostalem zaproszony do chatki bambusowej, poczestowany piwem ryzowym.. wszystko szybko wygaslo.






Podczas drogi powrotnej trafilem przez przypadek do chatki jednej, która mijalem dziesiatki razy. Dziewczyna mi pomachala, ja jej odmachalem, zawolala mnie do domu, to poszedlem. Poznalem wszystkich z okolicy. Pokazala mi zdjecia jakieś, ciezko się dogadac bylo.
Dziewczyna zaprowadzila mnie nad jezioro, wymigalem się od zjedzenia kolacji w jej domu i obiecalem ze przyniose zdjecia nastepnego dnia.
A następny ranek, pierwszy dzien festiwalu Mishing'ow, zbiegl się ze swietem Holi.
Rano wsaidlem na rower i pan niemowa, który sprzatal okolice guest housu probowal mnie nie wypuscic. zyczliwy koles, pewnie chcial mnie ustrzec przed pokolorowaniem ;) ale ciezko mu cokolwiek wytlumaczyc, dogadywalem się z nim głownie usmiechajac się ;)
pojechalem w strone miasta, już za mostem spotkalem grupke chlopakow, wsrod których był syn Dzoji. Nie to ze mniee zaatakowali, zapytali grzecznie czy mogą mnie wysmarowac kolorowym proszkiem. Czemu nie?? tak oto stalem się niebieski. Jadac do Kamalabari wszyscy mi machali, kilka nowych kolorow dostalem. Czekajac na sniadanie zaczallem fotografowac dzieciaki, wsrod nich był syn fryzjera. Napadli mnie skurczybyki :) nie mialem farb do obrony :) potem zobaczylem  kolorowa grupe wychodzaca ze swiatyni Shivy, podszedlem, no i oczywiscie bylem latwym lupem. Wsrod nich był pan „Rajastani” wlasciciel jednej z knajp, najlepsze samosy w miescie. Aparat przybral kolory teczy, ja rownierz :) tance, spiewy, gra na bebnach, a to był dopiero ranek.
Kolo poludnia pojechalem do Goramuru na festiwal Mishingow. Nie mialem czasu zeby się umyc i tak bylo by to bezsensowne, bo zaraz bym był znow pomalowany. Więc caly w kolorowym proszku jechalem, wzbudzajac zachwyt ludzi :) jak już z wydrrukowanymi zdjeciami wpadlem do mojej znajomej, byla pod wrazeniem mojej kolorowej twarzy. Spieszylem się więc nie zabaawilem dlugo.
Na plac festivalowy wpadlem robiac niezle zamieszanie, bylem jedynym bialym i jedynym ozdobionym kolorami, wszyscy się gapili.
Z daleka zobaczylem Monjita, jak mnie poznal wpadl w histeryczny smiech którego nie potrafil powstrzymac. Zaprowadzil mnie na probe, gdzie bardzo mloda dziewczyna cwiczyla taniec przed konkursem, fotografowal ja Konrad. Umylem się pod pompa. Dowiedzialem się ze dziś swietuja Holi cale Indie, ale w Assamie to swieto jest obchodzone dnia nastepnego. Dziś obsypuja się farba emigranci z innych stanow, generalnie. [moze w nastepnym poscie wrzucę cos wiecej o Holi]

dziewczyny cwiczyly taniec w roznych miejscach naokolo placu festivalowego. cwiczyly do konkursu, ktory chyba w koncu przegapilem :)










proba w stodole

wesola pani, nie odmawiala sobie tez piwa ryzowego :)

Monjit zaproponowal zawody w piciu piwa ryzowego (raczej to wino jest) między nim, mna i Konradem. Non stop ktos przychodzil i nam polewal. Ciezko jest rrobic zdjecia i jednoczesnie się tak intensywnie bawic. Po czasie zapytalem Monjita czemu już nie pije,  odpowiedzial ze już nie daje rady, ja i Konrad na leciutkim humorku. Po raz kolejny się sprawdzilo ze Indusi maja slabe glowki do picia..




znow poznalem mnostwo ludzi. Jak zwykle wszyscy niesamowicei mili. Oprócz alk, bylo tez jedzenie, ale samo mieso, w kazdej potrawie...


w namiocie ktory robil za stolowke, z poczatku niechętne do zdjęć dziewczyny

zadowolone i rozluźnione dziewczyny...
 na widok skierowanego w ich strone aparatu sztywnieja :)





starsze kobiety bardzo chetnie tanczyly

niechetna do zdjecia pani,
jak zobaczyla siebie na wyswietlaczu zaczela zadowolona pozowac :)

a dziecko sobie spi w najlepsze ;)



wszyscy raczyli sie piwem ryzowym, po poludniu juz kazdy byl wesolutki. wszedzie dookola kobiety tanczyly i chcialy byc fotografowane, byly bardzo bezposrednie...










...a na scenie

panie na lekkim cyku ;)

Udzielajac wywiadu dla telewizji koles mnie pytal co to mam bialego w kubeczku, probowalem go przekonac ze to mleko, niezly ubaw musieli miec ludzie to ogladajacy..
Konrada rozbolal brzuch więc wieczorem wloczylem się z Dipu (chlopak który pomaga Monjitowi w chatkach) i jego kolega. Chodzilismy po wsi, bylem w tylu bambusowych chatach, wszedzie mi polewali. Kazdy niesamowicie mily i zadowolony ze do niego przyszedlem, juz mnie twarz od usmiechania się bolala :) no będzie to mdle, ale był to chyba najlepszy dzien. Pozniej po wizytach w wielu chatach kolega Dipu zabral nas do swojego domu. Jak kazda, byla na palach, zbudowana z bambusa, kryta strzecha. W srodku zostalem powitany z totalna goscinnoscia, zadne slowa tego nie wyraza. Zona polala do czary piwo ryzowe, dostalem na kolana jego dziecko. Dostalem kolacje. Zaproponowano mi ze moge u nich spac. Z ciemnosci wylonila się jego siostra z niemowlakiem na rekach. Prosila zebym dal imię jej dziecku. Nie wiedzialem jak zareagowac, po chwili namyslu nazwalem je Baskar. Kobieta byla zachwycona! Nie wiedzialem ze to imię oznacza pelnie slonca i jest dobrym znakiem. Chyba zostalem chrzestnym :)

w jednej z chat, biale w kubkach to piwo ryzowe


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz